Kiedyś, kilka lat temu, w nieaktualnym terminarzu powstał szkicownik, w którym między innymi spontanicznie wymalowalam takie oto obrazkowe przepisy. Nie miałam jeszcze wtedy aparatu cyfrowego, nie blogowałam, nie wiedziałam o istnieniu altered books i miałam więcej czasu... Pierwszą taką książkę widziałam u Dagmary, (niestety nie mogę podlinkować, bo zlikwidowała swoje blogi, a szkoda!), która też nie znała altered booków. Były to zapiski zabawnych sytuacji z życia, wyjętych trochę z kontekstu, narysowanych w zamalowanym podręczniku do PO :) Wystarczyło. Zaraziłam się, i nie tylko ja. Potem zaczął się czas niezwykłe inspirujących odwiedzin w domu na Ligonia, chadzania po knajpkach z wytartymi notesami i różnymi karteluszkami. To są miłe wspomnienia, będę za nie zawsze wdzięczna!
Od jakiegoś czasu notuję przepisy już nie spontanicznie, ale praktycznie, w bazie albumowej zamówionej u Eight, u kórej na blogu też dziś notatnik kulinarny :) Ilustracje nie są już takie jak tamte, ale też milej do nich zajrzeć, niż do moich powszednich bazgrołów. Do dziś nie ozdobiłam okładki, muszę to koniecznie zrobić. Przepis na strudel mam od Asi.
Wkrótce więcej szkicownikowych historii.
6 komentarzy:
Ależ piękne te zapiski! Aż się chce do kuchni biec i gotować, piec, wałkować (no, może w odwrotnej kolejności:))
Musze przyznac ze te przepisy dosc ze wygladaja bosko to czytajac miedzy wierszami widze niezla skarbnice cudownosci... ;)))
Swietny pomysl! Z takich przepisow musza wychodzic pysznosci ;)
Magda x
ależ to świetne jest!
klimatem przypominają mi rysunki (i dzienniki) pana imieniem Danny Gregory. tyleż samo w nich radości bycia.
Dzięki wielkie!
Jestem pod ogromnym wrażeniem! Bardzo bym chciała mieć taką książkę kucharską:)
Pozdrawiam cieplutko
Prześlij komentarz