26 stycznia 2011

Miasteczko we śnie

Tobiś klapnął, a ja w tym czasie na szafce na klucze namalowałam pogrążone we śnie miasteczko. Teraz, kiedy mam ograniczony czas na twórcze przyjemności, każdą chwilę staram się wykorzystać. Sposób na brak czasu: przemyśleć wcześniej, np. w czasie bezsennej nocy :), co się będzie robiło, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. Przygotować w miarę możności.

Właściwie to będzie szafeczka na drobiazgi Tobisiowe.

Kompozycję uzupełniłam elementami wypukłymi. Czerwień z błękitem jakoś nigdy nie wydawała mi się interesującym połączeniem, ale nawet i to się zmieniło. To malowanie napełniło mnie takim szczęściem jak zjedzenie całej tabliczki czekolady na raz :) A czekolady nie jadłam już kilka miesięcy i to jej własnie, nie alkoholu, nie ostrych przypraw, ani nawet nie kawy, najbardziej mi brakuje w diecie matki karmiącej...

21 stycznia 2011

Dzień Babci

Z tej ważnej okazji Tobiasz (z moją małą pomocą) popełnił swoją pierwszą pracę plastyczną :)
A potem pomógł mi upiec cynamonowo-migdałowe ciasteczka w kształcie serca, zwane palmierami. Oczywiście pomógł śpiąc, podczas werandowania :)
Na zakończenie rysunek, który zachwyca mnie od wielu lat - portret ślubny moich dziadków, niestety nie zdążyłam ich poznać. Zamówili go sobie w 1947 roku u artysty nazwiskiem Bartlitz.
Dziadkowie to skarb. Jesteśmy wdzięczni Opatrzności za Dziadków Tobiaszka, niech nam żyją długie lata w zdrowiu i szczęściu!

19 stycznia 2011

Przetrwać zimę

Ostatnio na blogu cisza, nie za wiele jestem w stanie zrobić, poza tym trochę jestem więźniem paskudnej pogody - w domu z Tobiaszem. Ale za to mogę się pochwalić tym, co dostałam od moich zdolnych HouseOfArtowych koleżanek. A prezenty zawsze poprawiają nastrój, zwłaszcza kiedy na dworze szaro, buro i ponuro :) A zwłaszcza ręcznie robione :)
Piękne kartki od Pasiakowej, Kasiorki, Lamarty, Latarni Morskiej
I od Luli
Kwiatowe broszki od Kasiorki (drugą porwała mi mama)
Przecudna zawieszka-serce też od Kasiorki
Pudełko (trzymam w nim słodycze - czyli kolejny sposób na przetrwanie zimy) od Lamarty - wygląda jak ceramiczne, kto by pomyślał, że jest z gazet! W tle w ramie służącej jako tablica pele-mele moje mikroobrazki.
Na taki przejaw mikroekspresji zawsze znajdzie się chwila i człowiek od razu lepiej się czuje :)
Do tego zestawu proponuję dodać jeszcze piosenkę z musicalu "The sound of music", o ulubionych rzeczach, które pomagają przetrwać :)

8 stycznia 2011

Latarnie i anioły


Kto wie, kiedy coś teraz namaluję... Tymczasem - ostatni obraz z ery przed-Tobisiowej, powstały w czasie danych mi 2 tygodni, kiedy drętwienia rąk minęły, a jeszcze nie musiałam leżeć - latarnia morska Westerhever. Latarnie kocham nie tylko ze względu na ich nastrojowość i atrakcyjność wizualną, na to, że są fascynujące, ale ze względu na to, co dla mnie symbolizują.
Jerzy Nowosielski, w którego malarstwie współistnieje figuracja i abstrakcja twierdził, że anioł to jest malarstwo abstrakcyjne, bo co my wiemy o aniołach - kompletnie nic, nic pewnego, więc anioł to nie istota ludzka ze skrzydłami, ale forma, której nie znajdziemy w znanym nam świecie widzialnym. Mimo to jego "anioły" przypominają często gwiazdy lub planety, (którymi podobno aniołowie zawiadują). I tak dochodzimy do światła, które od wieków kojarzymy z dobrem, ciepłem, bezpieczeństwem.
Dla mnie latarnia morska to taki anioł stróż - światło, które prowadzi bezpieczną drogą do portu.