Kto wie, kiedy coś teraz namaluję... Tymczasem - ostatni obraz z ery przed-Tobisiowej, powstały w czasie danych mi 2 tygodni, kiedy drętwienia rąk minęły, a jeszcze nie musiałam leżeć - latarnia morska Westerhever. Latarnie kocham nie tylko ze względu na ich nastrojowość i atrakcyjność wizualną, na to, że są fascynujące, ale ze względu na to, co dla mnie symbolizują.
Jerzy Nowosielski, w którego malarstwie współistnieje figuracja i abstrakcja twierdził, że anioł to jest malarstwo abstrakcyjne, bo co my wiemy o aniołach - kompletnie nic, nic pewnego, więc anioł to nie istota ludzka ze skrzydłami, ale forma, której nie znajdziemy w znanym nam świecie widzialnym. Mimo to jego "anioły" przypominają często gwiazdy lub planety, (którymi podobno aniołowie zawiadują). I tak dochodzimy do światła, które od wieków kojarzymy z dobrem, ciepłem, bezpieczeństwem.
Dla mnie latarnia morska to taki anioł stróż - światło, które prowadzi bezpieczną drogą do portu.
4 komentarze:
Pięknie namalowana Marysiu!
Pięknie i nastrojowo! Jakie swiatło! :)
I pięknie napisane!
i to niebo rozmarza człowieka bezwstydnie :)
A tak mi sie marzy Twój obraz w nowym domu ;-) Musze poczekać aż Tobiś podrośnie!
Prześlij komentarz