Nie od dziś wiadomo, że jestem zachciewna, chociaż można to ująć inaczej - potrzebuję inspiracji :) Zobaczyłam art journale Makówki i Latarni, zachwyciłam się, nie tylko formą i treścią, ale także filozofią "10 minut codziennie". I tak oto od niemal 2 miesięcy, nawet jeśli mam dzień twórczej posuchy, to kiedy Tobiś zaśnie, coś sobie naskrobię, nakleję, uzupełnię lub napaciam, po czym idę spać bardziej spełniona. No i nie umykają ważne szczegóły z życia dzidziusia.
Tylko jakoś nie potrafię znaleźć na to odpowiedniego określenia: angielskie art journal, czy francuskie journal intime brzmią mi zbyt obco, pamiętnik kojarzy się z pensjonarką i nastolatką, dziennik zbyt oficjalnie, szkicownikiem do końca to nie jest. Ks. Twardowski miał swój "niecodziennik" :)
Zapisuję w nim nie tylko to, co się wydarzyło, ale też marzenia, i słowa piosenek do śpiewania Tobiaszowi, bo wszystko się pozapominało.
Z pozdrowieniami - matka-wariatka :)
c.d.n.
8 komentarzy:
fantastyczny pomysł! i super się prezentuje ;) wyobrażam sobie, jaki musi być na żywo ;)
Marysiu, wspaniały zapiśnik na sprawy najważniejsze! Piękny w formie i treści.Jak cudownie będzie Ci się go oglądało za 10, 20 lat... :)
To znowu ja byłam, Makówka :)
cudo
Tworzysz piekne rzeczy!
Coś niesamowitego !!! Piękny jest ten "zapiśnik" :))
oo i nawet zaszczyt mojego manekina kompnął , że sie na wspaniałym zapiśniku znalazł:)))
ble:)) to bylam ja, a nie MElania ale z konta pomocdlaMeli;))))
Prześlij komentarz