13 maja 2014

Z życia pracowni

Moja kochana praca:-)





9 stycznia 2014

Piernikowe marzenia

Nadrabiania świątecznych zaległości ciąg dalszy - dziś w temacie pierniczków. Tak na dobrą sprawę przy tych wszystkich pysznościach świątecznych mogłabym ich nie robić, ale lubię je chyba bardziej, niż najlepsze słodycze, no i postanowiłam sobie, że domek z piernika dla Tobiasza będzie już tradycją. Co roku marzą mi się idealne równiutkie pierniczki, z perfekcyjnie nałożonymi lukrowymi ażurowymi wzorami. A potem stwierdzam, że te esy-floresy, które są, bo tak wyszły, i to szczyt moich możliwości w tej dziedzinie - są już wystarczająco artystyczne. Po prostu za rzadko robię ten mój ulubiony wypiek, żeby dojść do perfekcji. Ale i tak są postępy w tej dziedzinie - tym razem udało mi się wyczuć konsystencję lukru. 


Na początek na mojej tablicy nad piecem wypisałam sobie przepis - sprawdzony, na "Proste piernicznki", z bloga Moje wypieki. Są naprawdę proste do zrobienia i od razu miękkie. Przy okazji jeszcze jeden wianek świąteczny :)



W zeszły roku zrobiłam pierwszy raz chatkę z piernika, w tym spróbowałam zrobić dom muminków. Poprzednim razem kleiłam na lukier, tym razem na karmel. Trudno się robi, ale chyba lepiej klei. Pierwszy dom przegrał w piecu nierówną walkę z grawitacją :) Ale nie poddałam się. Panna Migotka została od razu zjedzona przez Tobiasza. 



Czy zgodzicie się ze mną, że pewne rzeczy, które robimy dla dzieci, robimy tak naprawdę dla siebie?

3 stycznia 2014

Bomb(k)owy post

W ramach nadrabiania poświątecznych zaległości - moje tegoroczne bombki, które okazały się strasznie kruche, mimo, że to nie prawdziwe szkło, tylko niezwykle cienki pleksiglas. Z 12 sztuk zostało 8, bo się pomiażdżyły w drodze ze sklepu lub czekając w koszyku na pomalowanie! - nie mam za dużo miejsca do przechowania dekoracji, i obawiam się że do przyszłego roku nic z nich nie zostanie. Do środka nasypałam nieco brokatu i wymalowałam wzorki pisakiem olejowym.


Wcześniej próbowałam też malowania składanych bombek z pleksi oraz bombek styropianowych. Poprowadziłam nawet gościnne warsztaty malowania takich bombek z gimnazjalistami. Uczestnicy próbowali mieszania kolorów nakładając farbę palcami, potem malowali charakterystyczne motywy z Tarnowskich Gór - tj. studnię na rynku i dzwonnicę gwarków - a to wszystko dla wprawy najpierw na papierowych kółkach. Te ćwiczenia wykorzystaliśmy do stwrzenia kartek świątecznych. Gotowe bombki ozdobiliśmy brokatem. 

31 grudnia 2013

Wianki świąteczne na drzwi

Ojojoj. Już Sylwester... No to może pora po trochu nadrobić zaległości, które nie są wynikiem lenistwa, ale właśnie tego, że działałam nie oglądając się za siebie... Zacznę od świątecznych wianków na drzwi, którymi obdarowałam bliskich, a których zrobienie sprawiło mi wielką frajdę w tym roku. Wianki są ekologiczne, bo zrobione w przeważającej większości z tego, co spadło z drzewa - żołędzi, orzechów, bukwi, kory, gałęzi, szyszek, uzupełnione jedynie kilkoma dodatkami.




7 listopada 2013

Apetyt na dynię

Risotto z dynią 

Składniki na wywar z jarzyn:

Ćwiartka selera
1 pietruszka
½ pora
ząbek czosnku
2 marchewki
liść laurowy, pieprz, sól
Warzywa prócz marchewki gotujemy ½ godziny w ok. 1l wody, po tym czasie dodajemy marchewkę i gotujemy całość jeszcze 20 min. Wywar powinien się zredukować o mniej więcej połowę.

140 g ryżu (jaśminowy, arborio lub basmati) podrumieniamy lekko na łyżce oliwy, dolewamy wywar i dodajemy pokrojoną w krążki marchewkę z wywaru, dorzucamy też połowę małej dyni, czyli ok. 500 g, pokrojonej w kostkę. Gotujemy przez ok. 15 min. Jeśli cały wywar nie został wchłonięty przez ryż, to wchłonie się jak potrawa postoi trochę po ugotowaniu, ja nawet musiałam dolać trochę wody. I najważniejsze – przyprawy, bo bez nich cała potrawa byłaby mdła w smaku. Ja dałam po trochu soli, słodkiej papryki, zmielonych jałowca i kminku, pogniecione suche rozmaryn i kolendrę i majeranek, pieprz i odrobinę cukru.



Racuchy korzenne z dynią i miodem


Naleśniki z dynią, podgrzybkami i polskim pesto

17 września 2013

Nadchodzi nowe!

Broszki i naszyjnik fantazja, własnego pomysłu, o których z przymrużeniem oka mówię, że są "mixed-media", bo włożyłam w nie różne różności. Nawet ciężko je sfotografować, bo z każdej strony, pod każdym płatkiem, coś się ukrywa. 





7 września 2013

Plażowe gryzmoły

Zastanawiam się, jak mogłam zapomnieć, że szkicowanie sprawie mi tyle radości, a kosztuje tak niewiele wysiłku... A zwłaszcza jest fajne na plaży :) Bo na plaży są przecież idealne warunki do malowania. Po pierwsze: wodę można wziąć z morza, po drugie: Tobiasz może "pomagać" do woli, bo nie ma żadnych przeciwwskazań do tego, by się pomoczyć, oblać, upaćkać obrazek i siebie i mamę. Przebieranie, pranie, wycieranie podłogi odpadają, i w dowolnym momencie można skorzystać z kąpieli. Można chlapnąć, prysnąć, sypnąć piaskiem na mokrą akwarelę (efekt jak z soli gruboziarnistej), lub zmieszać go z akrylem (i uzyskać pastę fakturową).
Rzadko kiedy wykorzystuję szkice do obrazów, rzadko nawet, siedząc  w plenerze, szkicuję z natury. Raczej maluję z głowy, wrażenia, czasem przydaje się jakaś ulotka ze zdjęciem, która jest pod ręką. Ale to miejsce, gdzie powstaje szkic, jest ważne. Potem w domu, kartkując i wąchając zagryzmolone papiery, wpada się na pomysły i znów chce się coś zrobić.









 

1 września 2013

Faktury, szarości, osobliwości

Jestem zdania, że każdy temat jest dobry na fotografię lub obraz, że wszędzie można znaleźć coś inspirującego, jeśli się tylko jest uważnym obserwatorem. Wszystko może być ciekawe, interesujące, nawet łuszcząca się farba, albo gnijące jabłko. Lubię patrzeć na wszystko takim świeżym okiem, bez odgórnie przyjętego celu, szukać osobliwości, zestawiać barwy, odcienie, faktury. I w taki sposób, jako wyzwanie, traktuję od lat ogródek mojego taty. Bo to stosunkowo niewielka przestrzeń, którą niby to znam jak własną kieszeń... Zarazem taki mój mikrokosmos, w którym wciąż jeszcze jest bardzo wiele do odkrycia (a jeszcze więcej do zrobienia :)). I który odsyła mnie w inne przestrzenie, bardziej mentalne, niż rzeczywiste, jakieś zaimki "tutaj". A zwłaszcza jesienną porą - podobnie jak smak proustowskiej magdalenki otwiera bramę do przeszłości - mnie zapach dymu z palących się ognisk przenosi gdzieś..., no właśnie, nie wiadomo gdzie...



Te dwie mozaiki przypomniały mi też takie, czarno-białe zestawienie, sprzed paru lat, inspirowane z kolei pracami Arakiego.


A teraz bardziej humorystycznie... Czasem, kiedy się tak czegoś nowego wypatruje, można niespodziewanie natrafić na... gębę ;)