Nadrabiania świątecznych zaległości ciąg dalszy - dziś w temacie pierniczków. Tak na dobrą sprawę przy tych wszystkich pysznościach świątecznych mogłabym ich nie robić, ale lubię je chyba bardziej, niż najlepsze słodycze, no i postanowiłam sobie, że domek z piernika dla Tobiasza będzie już tradycją. Co roku marzą mi się idealne równiutkie pierniczki, z perfekcyjnie nałożonymi lukrowymi ażurowymi wzorami. A potem stwierdzam, że te esy-floresy, które są, bo tak wyszły, i to szczyt moich możliwości w tej dziedzinie - są już wystarczająco artystyczne. Po prostu za rzadko robię ten mój ulubiony wypiek, żeby dojść do perfekcji. Ale i tak są postępy w tej dziedzinie - tym razem udało mi się wyczuć konsystencję lukru.
Na początek na mojej tablicy nad piecem wypisałam sobie przepis - sprawdzony, na "Proste piernicznki", z bloga Moje wypieki. Są naprawdę proste do zrobienia i od razu miękkie. Przy okazji jeszcze jeden wianek świąteczny :)
W zeszły roku zrobiłam pierwszy raz chatkę z piernika, w tym spróbowałam zrobić dom muminków. Poprzednim razem kleiłam na lukier, tym razem na karmel. Trudno się robi, ale chyba lepiej klei. Pierwszy dom przegrał w piecu nierówną walkę z grawitacją :) Ale nie poddałam się. Panna Migotka została od razu zjedzona przez Tobiasza.
Czy zgodzicie się ze mną, że pewne rzeczy, które robimy dla dzieci, robimy tak naprawdę dla siebie?